Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3
W obsadzie nazwiska znane z kultowych filmów, kilka ciekawych pomysłów w scenariuszu i to wszystko. Miszmasz to nieudana próba nawiązania do Kogla Mogla – jeśli liczycie na dobre kino, wybierzcie inny film.
„Miszmasz” – próba kontynuacji kultowego „Kogel Mogla”
Kogel Mogel to komedia kultowa, podobnie jak jej druga część. Obie udane, z pomysłem, ciekawe, z idealnie dobraną obsadą. Kto nie oglądał, powinien to szybko nadrobić. Wydawałoby się, że część trzecia, nakręcona współcześnie, musi się udać – a jednak polscy „twórcy” potrafią zepsuć każdy pomysł. „Trójkę” nakręcono z powodu 30-lecia części pierwszej, wspaniałego jubileuszu.
Krótka historia „Kogel Mogel”
Główna bohaterka, Kasia (Grażyna Błęcka-Kolska), po latach także mieszka we wsi Brzózki i jest dyrektorką szkoły. Nagle we wsi pojawia się jej syn Marcin (Nikodem Rozbicki), a wraz z nim kłopoty. Co prawda młody ma zamiar zrobić biznes, ale dość oryginalny.
Z kolei profesor Wolański (Zdzisław Wardejn) wreszcie postanawia rozwieść się z Wolańską (Ewa Kasprzyk), która została słynną sekstrenerką. Wraz z córką Agnieszką (Aleksandra Hamkało) opuszczają dom. Wstępują do Piotrusia (Maciej Zakościelny), który bogato się ożenił i pławi się w luksusie. Potem zaś ruszają w stronę wsi Brzózki…
Jak zepsuć dobry pomysł
Tyle fabuły. Efekt jest jednak dość żenujący. Film miał potencjał, niektóre pomysły były może i mniej lub bardziej udane, ale scenariusz i realizacja pozostawiają jedynie niesmak i poczucie, że trzecia część nie ma wiele wspólnego z oryginałem.
Aktorstwo w „Miszmaszu”
Nikt chyba nie spodziewał się arcydzieła – raczej lekkiej komedii obyczajowej. Tymczasem otrzymaliśmy typowe polskie kiczowate kino. Zamiast przyjemnego powrotu do przeszłości, jesteśmy zmuszeni z zażenowaniem oglądać to, co dzieje się na ekranie kina. Liczne postaci, np. Piotruś czy Wolańska, zostały mocno przerysowane. Wątek z sąsiadami Kasi woła zaś o pomstę do nieba…
„Kogel Mogel” ma status filmu kultowego, trzecia część zaś – kiczowatego. Trzeba przyznać, że 30-lecie to świetna okazja, aby opowiedzieć o dalszych losach. Jednak na naszej nostalgii chcą po prostu zarobić, pokazując nam obraz niewart ani złotówki. Oczywiście każdy chciałby wiedzieć, czy Kasia i Paweł byli szczęśliwi, czy Wolańscy się rozstali, kim został Piotruś itd. Znamy poziom polskich komedii i omijamy je szerokim łukiem, a jednak kupiliśmy bilety? Ano właśnie – o to twórcom chodziło.
„Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3” to słabej jakości komedia, która niewiele ma wspólnego z poprzednimi. Odebrano jej lekki humor, charakterne postaci z krwi i kości, prawdziwe aktorstwo. Mamy za to drętwe dialogi, papierowych bohaterów, a także fabułę, która pozostawia wiele do życzenia. Pamiętacie kontynuacje np. „Misia”? „Ryś” był beznadziejną kontynuacją kultowego tytułu, a „Miszmasz” podziela ten los…
Czy warto wydać pieniądze na bilet do kina na „Miszmasz”?
Jeśli lubicie i macie sentyment do dwóch pierwszych części, nie wyjdziecie z kina źli, że wrzuciliście pieniądze za bilet w błoto. Będziecie zawiedzeni i smutni, że tak zepsuto fil kultowy. Nie doczekacie się ani fajnych dialogów, ani dobrego aktorstwa. Zakościelny gra tak irytująco, że żal patrzeć. Błęcka-Kolska nigdy nie była wybitną aktorką, ale jako Kasia w pierwszych częściach była naturalna i budziła czystą sympatię.
Chyba jedynie babcia Solska zagrałaby coś naprawdę dobrego, ale… nie ma czego. Scenarzyści nie mieli na nią pomysłu, a zatem pojawia się i znika. Lepiej byłoby zaangażować innego aktora, który wcieliłby się w postać dziadka, a duet ten miałby szansę na powodzenie. Jakby tego było mało, do miszmaszu na końcu dołącza jeszcze… Zenon Martyniuk. Odradzam wszystkim, którzy mają ochotę na dobrej jakości komedię obyczajową.
KKw, fot.geralt/Pixabay